Za nami pierwszy dzień w szkole po
wakacjach. Jedziemy by dowiedzieć się co się zmieniło, a zmiany
są spore. Młodszy przechodzi do klasy Y3, czyli to już wyższa
szkoła jazdy, znaczy nauki tzw. Upper Primary, która mieści
się w innym budynku niż Lower Primary, do której chodził
wcześniej.
Wiesz Młodszy, teraz będziesz miał
naprawdę dużo nauki a ja to już zupełnie najwięcej.
Co roku we wszystkich klasach zmienia
się nauczyciel prowadzący oraz skład klasy, dzieci co roku są
mieszane na nowo. Sprawdzamy na liście, kto będzie teraz wychowawcą
Starszego, on przelatuje palcem po swojej liście i widzę ogromny
uśmiech na jego twarzy, mamo to jest najlepsza rzecz w tej szkole,
mój najlepszy przyjaciel też jest w tej samej klasie co ja.
Cała reszta nie ma znaczenia.
Chodźmy mamo jeszcze do kafeterii na
czekoladowe ciasteczka.
Przechodzimy później korytarzem by
zlokalizować ich nowe klasy, Starszy grzecznie wita się ze swoją
poprzednią nauczycielką, za chwilę spotyka kolegę, który jak się
okazuje też będzie w tej samej klasie.
Mamo, to ja już idę, pa.
I idzie, roześmiany znika z kolegami
na boisku.
Idę ze Młodszym do sali, gdzie
zbierają się wszystkie klasy trzecie. Dużo dzieci, jeszcze więcej
rodziców. Przejście do klasy trzeciej to jednak duże przeżycie, no i można już w trakcie przerwy chodzić do stołówki, samemu
wychodzić po lekcjach. Młodszy wypatruje w tłumie swoich
znajomych, ale okazuje się, że z jego poprzedniej klasy jest z nim
tylko jeden kolega i kilka dziewczynek. Ustawiają się razem w rzędzie, gada i śmieje się z kolegą,
dobrze, że jest chociaż jeden.
Jakaś nauczycielka wchodzi na scenę i
słyszymy: kochani rodzice dziękujemy, że przyprowadziliście do
nas swoje dzieci, teraz prosimy pożegnać się, zostawiacie je w
naszych, dobrych rękach, dzieci sobie poradzą.
Dzieci sobie poradzą... jak
przypominam sobie sceny z przedszkola, to czasem rodzice gorzej
radzili sobie z rozstaniem niż dzieci. Niektóre mamy przytulają
jeszcze swoje pociechy, odchodzą ze łzami w oczach. Młodszy macha
mi tylko między jednym słowem do kolegi a drugim, no to pa mamo,
możesz już iść.
No to idę.
Gdy ich odbieram po lekcjach, Starszy
oznajmia, że jego pani jest bardzo miła, siedzi w ławce ze swoim
najlepszym przyjacielem i że z matematyki sobie świetnie poradził
z testem.
Młodszy też wydaje się być
zadowolony chociaż mów trochę mniej, mamo, tylko najgorsze jest
to, że teraz nie mam tych lekcji gdzie jest tylko kilka dzieci w
klasie i mieliśmy dziś dużo pisania i też bardzo dobrze zrobiłem
math, i wiesz mamo, to było takie eeeeaasyyyyy.
I najlepsze w tym pierwszym dniu jest to, że nic nie mamy zadane.
Cieszę się, że chłopcy mają taką
fajną szkołę.