czwartek, 9 czerwca 2022

Ku przestrodze

Opowieść o tym jak dostałam perfumy w których zakochałam się już dawno dawno dawno temu, a tak naprawdę jest to historia jednego zdjęcia. 

Ponad tydzień wolnego, dawno nigdzie nie byliśmy poza tym Pan Mąż może wykorzystać zniżkę pracowniczą na bilety lotnicze.. kuszące... no więc dajemy się skusić. 

Lądujemy w Londynie, który, niestety i ku naszemu zdziwieniu, wita nas zimnem odczywalnym na tyle, że zbaczamy spod Buckingham Palace by kupić ciepłe kurtki i czapki, Starszy kupuje nawet rękawiczki. 

Codzienie wychodzimy po śniadaniu z hotelu i wracamy do niego późnym popołudniem zadowoleni, choć zmęczeni. Miasto zwiedzamy "z buta" wspomagając się na dłuższych trasach idealnie funkcjonującą komunikacją miejską. Przez chwilę mamy pomysł by złapać tradycyjną czarną taksówką, ale na chłopcach nie robią one żadnego wrażenia, poza tym nasze Oysterki wciąż są zatankowane a google maps okazuje się bardzo pomocnym narzędziem w ogarnięciu transportu (o ile szybko człowiek zrozumie, że nawet patrząc na elektroniczną mapę trzeba pamiętać o lewostronnym ruchu).

Londyn na urzekł, zaczarował, stamtąd do Paryża wybraliśmy się pociągiem. Jest to naprawdę ciekawa i nie tak męcząca alternatywa dla samolotów, którymi przecież podróżujemy częściej i więcej niż pociągami. 

Pomimo tego, że komunikacja miejska w Paryżu podobno jest równie łatwa do obsługi jak londyńska, Pan Mąż decyduje się na wynajem samochodu. Wycieczkę zaczynamy przecież od Disneylandu, który znajduje się kawałek drogi za miastem. Gdy docieramy do wypożyczalni okazuje się, że nasz samochód - pomimo tego, że opłacony - wypożyczono komuś innemu, bo nie przyjechaliśmy o 10 rano jak było w rezerwacji. Dobra, bierzemy co zostało. Po kilkunastu minutach dostajemy papiery, klucz, bilet wyjazdu z parkingu, pan zaprowadza nas do windy, każe zjechać na dół, good baj. A auto to sobie państwo znajdą. 

Przeszukujemy parking, najpierw próbujemy dostać się do innego auta tej samej marki ale jednak nasz klucz go nie otwiera, otwiera się jakieś inne. Auto widać używane, poobijane, poobcierane, pytam Pana Męża - się nie martw, wszystko jest tam w dokumentach odnotowane. 

Pakujemy bagaże, Pan Mąż naciska guzik start, światełka na pulpicie się świecą ale rakieta nie startuje. Próbuje jeszcze raz, drugi, ja próbuję, no cisza jak makiem zasiał, nie odpala. 

Pan Mąż rusza do windy po kogoś z obsługi a ja robię coś co okaże się bardzo ważną rzeczą podczas naszej podróży. Ale o tym później. 

Przychodzi pani, wsiada do auta, naciska guzik start, światełka na pulpicie się świecą ale rakieta nie staruje a pani mówi - działa. To hybryda. 

Wybucham śmiechem czując się idiotycznie. Pan Mąż aby być na 100% pewnym prosi - podjedzie pani kawałeczek do przodu. Auto bezgłośnie, bezwarkotnie rusza, faktycznie. Omajgat. Śmiać się będziemy później. 

Ruszamy, jedziemy. Cicho, bezgłośnie, zupełnie inaczej. 

Hotel pod Paryżem urzeka nas na tyle, że przedłużamy pobyt, by przez kolejny po tłumnym szaleństwie Disneylandowym po prostu nie robić nic, nic w tłumie, nic w biegu, kolejce czy w pośpiechu, chłopców cieszą patyki i dmuchawce znalezione na łące a my czujemy jak taki normalny spokojny dzień był nam potrzebny. 

Na zwiedzanie Paryża zostaje więc o jeden dzień krócej, bookujemy hotel przy samym lotnisku, decydujemy oddać samochód już rano a do hotelu wrócić komunikacją miejską. 

Podjeżdżamy pod punkt oddawania aut, pani ogląda, notuje, porównuje, schyla się i pokazuje ogromną głeboką rysę.. Pan Mąż od razu przechodzi do obrony mówiąc dobitnie, że przecież wszystko jest zaznaczone w dokumentach. Pani ogląda, zagląda, porównuje, przecząco kręci głową. 

A wtedy ja, cała na biało, ze swoim wait, wait, wait wkraczam do akcji. 

Telefon, galeria, minaturki fragmentów owego auta, pokazuję tak by pani widziała, że mam tego więcej, wybieram to jedno konkretne i mówię, że zrobiłam je w garażu przy odbiorze auta, przykładam do oryginału by zobaczyła, że nie poprawiliśmy. Pani tylko prosi o pokazanie daty i godziny zrobienia zdjęcia. Wszystko się zgadza. Nie sprawdza już nic więcej. 


Pan Mąż: Kochanie możesz sobie zażyczyć co tylko chcesz.

Ja: A mogę chcieć perfumy?