czwartek, 9 marca 2017

Star of the week

W szkole co tydzień, w nagrodę za: A (naukę) + B (zachowanie) + C = całokształt, jedno dziecko dostaje tytuł Star of the week. W ubiegłym tygodniu Starszy został taką Gwiazdą :) jak się okazało, tytuł zobowiązuje, bo i świętowanie tej nagrody trwa przez cały tydzień.
Musieliśmy przygotować tablicę ze zdjęciem dziecka, umieścić tam takie informacje jak: jego ulubiony – kolor, przedmiot w szkole, zabawka, jedzenie, najlepszy przyjaciel oraz dokończyć zdanie: gdy dorosnę, to zostanę... na co Starszy z miejsca odpowiedział kotem. To pozwala przypuszczać, że raczej nie ma dużego wyobrażenia na temat dorosłości, i tego czym albo kim możemy się stać. Może to i lepiej.
Jednego dnia dziecko przynosi do szkoły coś swojego ulubionego do jedzenia, mały poczęstunek, żeby podzielić się z innymi dziećmi, kolejnego dnia jakieś kolorowanki, a na ostatni dzień swego gwiazdorzenia, na godzinkę albo dwie, przychodzi do szkoły rodzic. Czyli ja. I prowadzi zajęcia z całą klasą. O majgat!
Pani Nauczycielka zdradziła mi, że niektórzy rodzice traktują to wyróżnienie bardzo poważnie, niektórzy wręcz zabiegają o to. Jedna z mam tak się przejęła pewnego tygodnia, że jej Gwiazda codziennie albo przynosiła innym dzieciom jakieś małe prezenciki, albo mama przygotowywała poczęstunek, graniczący raczej z ucztą. Takie święto.
Dopiero wtedy zrozumiałam. Naszego drugiego tygodnia w szkole Starszy wrócił z torebką słodyczy, następnego z kolorowanką i farbkami, kolejnego z dużym czerwonym długopisem z Zygzakiem McQueenem, a ostatniego dnia z balonikiem i słodyczami. Zapytany odpowiadał, że to wszystko od jednego chłopca, choć nie bardzo jeszcze wówczas rozumiał (ani tym bardziej ja), po co, jak i dlaczego.
Na to wspomnienie, tak sobie myślę, że podeszłam do tematu zbyt nieprofesjonalnie ;-)
Bycie nauczycielką przez kilka chwil jednego dnia, ostatecznie utwierdziło mnie w pewności, że zawód nauczyciela to nie było dobre marzenie. Ciężko jest chcieć być kimś w przyszłości albo wiedzieć kim się chce zostać, mając zaledwie kilka lat. Może to i dobrze, że na razie Starszy chce zostać kotem.
Pani Nauczycielka poprosiła mnie tylko, żeby te zajęcia dla dzieci nie były zbyt trudne, zbyt wyszukane, żeby nie musiały nic wycinać ani malować farbami :D Just simple. Ok?
Nie powiem, że podeszłam do tematu na luzie, bo tak nie było. Stresowałam się wystąpieniem przed grupą dzieci, do których miałam mówić w nieswoim języku ;-)
Wysiliłam mózgownicę i sama, własnoręcznie przygotowałam proste rebusy :) każde dziecko chciało rozwiązać. Sukces!



Wyszukałam też szablony chłopca i dziewczynki, które rozdałam dzieciom i każdy musiał namalować tam siebie, napisać swoje imię i coś swojego ulubionego. Nastała cisza. Wszystkie dzieci pilnie zabrały się do pracy a Pani Nauczycielka nie mogła przestać dziękować, że wybrałam coś tak nieskomplikowanego. Potem (chciałam powiedzieć - powiesiliśmy wszystkie dzieci, hehe, ale właśnie zdałam sobie sprawę jak to zabrzmiało), powiesiliśmy prace wszystkich dzieci na tablicy magnetycznej, próbując znaleźć podobieństwa, wspólne ulubione rzeczy. W pewnym momencie zapanował lekki chaos, część dzieci chciała coś domalować, poprawić, zabrać do domu albo pobawić się swoją postacią z kimś innym.
Strzałem w dziesiątkę okazała się zabawa, którą przedstawiliśmy jako ulubiona niekomputerowa gra naszej Gwiazdy, czyli moje wspomnienie z dzieciństwa – papier-kamień-nożyce :D Każdy chciał zagrać, każdy chciał zagrać ze mną, i każdy kto ze mną wygrał ogromnie się cieszył :)

Nie trzeba było fajerwerków a ja odniosłam wrażenie, że dzieci naprawdę dobrze się bawiły :) i ja trochę też, ale tego dnia wyszłam ze szkoły zmęczona jak nigdy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz