poniedziałek, 28 listopada 2016

Pakowanie

Jeśli dobrze liczę, przeprowadzaliśmy się w naszym wspólnym życiu sześć razy, co daje średnią... 1 przeprowadzka na rok. Wszelkie wspomnienia na ten temat wywołują we mnie ogromny dyskomfort - wymazać, wymazać, nie wspominać.
Podczas pakowania, okazuje się, ile naprawdę człowiek gromadzi, jak wiele niezauważanych i nieużywanych na co dzień przedmiotów czai się w ukryciu.
Opcja minimalizmu? Nie, dziękuję, ja wysiadam.

Naszą ostatnią przeprowadzkę musiałam niestety zrealizować sama bo Pan Mąż już czekał na nas w KSA. Choć przy okazji pozbyłam się góry ciuchów, których nie nosiłam od dłuższego czasu, "tony" zepsutych, niekompletnych zabawek, przedmiotów, stosów przeczytanych gazet i optymistycznie zakupiłam 5 dużych i 2 mniejsze kartony w Obi, to ostatecznie i tak rzeczywistość przerosła moje wyobrażenie.
Po pierwszych dwóch dniach przeglądania,  wyrzucania, wywożenia, oddawania, pakowania i sprzątania przywiozłam z pobliskiej apteki całe auto pustych kartonów, co i tak okazało się za mało.
Kanciaste pakunki zaczęły piętrzyć się w przedpokoju i kuchni, z salonu przechodziły do sypialni - istny Minecraft.
Zamówiłam auto z ekipą, ja wciąż dopakowywałam, oni znosili, znosili, znosili a tych kartonów nie ubywało.
Optymistyczny plan był taki, by zostawić sobie do zabrania tylko nasze duże spakowane walizki, podręczny bagaż i drobnicę, która jeszcze została.
Szef zapytał: te duże walizki też zabieramy?
Ja: Nie, ja się z nimi zabiorę.
Szef: One się spokojnie zmieszczą, tylko musimy zaplanować jak układać, żeby to wszystko na aucie nie latało.
Na całe moje szczęście powiedziałam: no to w sumie je zabierzcie.
Szef: bo wie pani jak to jest, to się tak tylko wydaje, że zostanie tylko trochę, żeby potem pani nie musiała robić kolejnych kursów autem.

Odjechali, mi zostało jedno popołudnie i wieczór, optymistyczny plan na następny dzień - szybko się uwinę z resztą, zapakuję auto, rozliczę z mieszkania, zabiorę dzieci wcześniej z przedszkola i pożegnamy to miasto.
Milion kursów z drugiego piętra, ponieważ dzień wcześniej odjechał odkurzacz i parownica więc z ostatnim sprzątaniem leciałam na szczocie i szmacie. Tą "drobnicą" jak się okazało zapakowałam auto od podłogi po sam dach, miejsce pasażera i przestrzeń między fotelikami, otworzyłam szafę a tam wciąż wiszą moje płaszcze, swetry - poupychałam gdzie się dało, na balkonie jeszcze jakieś reklamówki z zabawkami, już nie zaglądałam do środka tylko wyniosłam na śmieci.
Zmęczona, obolała, głodna - wykończona, odebrałam dzieci później niż planowałam.

Ociężałym autem ruszyliśmy spod przedszkola:
(I)&(B): pa pa Przedszkole, pa pa Biedronko, pa pa Bulwary, pa pa Drzewko, pa pa Biblioteko, pa pa Wisło, pa pa Moście, pa pa Domku...
Tuż za mostem poczułam jak wszystko ze mnie schodzi, cały ten wku*w, spięcie, napięcie. Gdybym mogła to bym się rozpłakała.

Zostawiliśmy za sobą kolejny kawałek naszej przeszłości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz