Weekend oczywiście w znacznej części poświęciliśmy na zakupy. Do swojej wciąż otwartej listy dopisywałam rzeczy, produkty, których mi na bieżąco brakowało. Na drugiej liście zapisuję rzeczy, których mam nie zapomnieć przywieźć z Polski.
W piątek tutaj większość sklepów od samego rana do popołudnia jest zamkniętych. Wybraliśmy się do Carrefoura, który jak pokazywał pan internet jeszcze przez godzinę miał być otwarty. Aczkolwiek, jak stwierdził Pan Mąż, to wcale nie musi być takie pewne. Przekonajmy się.
Na bieżąco wykreślałam z listy to, co udało mi się załadować do koszyka. Niestety, gdy wybierałam szklanki, jedna niefortunnie wyślizgnęła się z opakowania i uderzyła o podłogę rozbijając się na kawałki. Usłyszałam tylko gdzieś za sobą: ajajaj. Nikt nie podszedł, nie nakrzyczał, wewnętrznie wpadłam w panikę (Pan Mąż z chłopcami okupowali wówczas regały ze słodyczami), odczekałam i odeszłam chcąc jak najszybciej znaleźć moich panów. Pan Mąż powiedział, że trudno, żeby się nie przejmować, zapłacimy jak za komplet, a to że nikt nie podszedł? Przecież jestem kobietą, żaden facet nie podejdzie.
Przy stoisku z owocami i warzywami zostaliśmy poinformowani, że musimy udać się już do kas. Resztę rzeczy z listy dokupimy później.
Przy wszystkich zakupach tutaj zauważam, że oni tutaj chyba całkowicie nie są eco-friendly. Wszystkie zakupy jakie robimy są nam pakowane w plastikowe reklamówki, nie jakieś cienkie pękające. Mocne, wytrzymałe reklamówki, po kilka, kilkanaście przywozimy z każdych większych zakupów. Swoją drogą dzięki temu nie muszę kupować worków na śmieci. Torebki do pakowania warzyw i owoców też nie są cienkimi, cieniuśkimi reklamóweczkami, tylko dość mocnymi dużymi torebkami.
Stoiska z owocami i warzywami są tu podobne do naszych marketowych, tylko asortyment wygląda miejscami inaczej, egzotycznie, kolorowo. Na szczęście są jabłka, imbir tańszy choć może nie tak ostry jak u nas, ogóreczki małe i chude nie do końca smakujące ogórkiem, właściwie jest wszystko co znam i bardzo dużo tego czego nigdy nie widziałam i nawet nie mam pojęcia jak mogłoby się nazywać. To co w Polsce kupuję na sztuki tutaj jest na kilogramy, i oczywiście to co u nas jest tanie, tutaj tanie nie jest.
Odeszliśmy od kasy, wcześniej przy kasach obok i zaraz za nami zasunęły się rolety. Koniec zakupów.
Młodszy oczywiście chce do toalety, znając życie nie wytrzyma długo i trzeba znaleźć toaletę teraz, zaraz, już. Zapytany po drodze pan sprzątający, gdzie jest toaleta spojrzał bardzo ale to bardzo wymownie z pytaniem w spojrzeniu, przeskakując wzrokiem to na mnie to na dziecko. Aha! Bo to jest ważne. Potrzeba, potrzebą ale tutaj jak w damskim jest kolejka, żadna pani nie wejdzie do męskiego i czasami damskie toalety są w zupełnie innym miejscu niż męskie.
Starszy: Mamo, dlaczego tu nie jest napisane że to jest męska toaleta?
M: Jest napisane - men's toilet = męska toaleta.
Starszy: Ale nie ma pana na obrazku a pani jest
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz