piątek, 20 stycznia 2017

Dzień Otwarty w szkole

Wczoraj w klasie Starszego mieliśmy Dzień Otwarty. Wspólny czas dla rodziców i dzieci, a dokładniej dzieci i ich mam.
Na placu zabaw wieszak by zdjąć i powiesić swoją abayę, część kobiet została z okryciem włosów.
Z moim Starszakiem, którego ambicja nie pozwala mu łatwo pogodzić się z porażką, wystartowaliśmy w kilku zabawach sportowych, niestety już na początku nasza drużyna w przeciąganiu liny okazała się słabsza, co skończyło się płaczem, bo przegraliśmy, bo to było nieferowe, bo ich było więcej po drugiej stronie, bo tamta strona była silniejsza i on się już bawić nie chce. Na szczęście udało się nam odegrać i zostawić konkurencję w tyle, w dyscyplinie jazda pchaczo-samochodem, gdy pozostałe zawodniczki zajęte były rozmową nie usłyszały one, two, three, go! A ja popchnęłam moje dziecko do pachołków, zrobiliśmy zakręt i dopędziliśmy do mety. Uśmiech na twarzy dziecka przywrócony.
Większość kobiet znała się, bo w pewnym momencie bardziej aktywne od dzieci były dyskutujące ze sobą mamy, ja przyglądałam się wszystkiemu z boku. Może to kwestia charakteru, wychowania, a może coś jeszcze.
Jedna z kobiet podeszła do mnie, przywitać się, zapytać skąd jesteśmy bo często słyszy z ust swojej córki imię mojego Starszego. Tutaj, popularne i oklepane trochę, imiona naszych dzieci są mocno oryginalne. Powiedziała, że zna Polskę i wie gdzie to jest :) Chwilkę miło porozmawiałyśmy, poczułam się lekko oswojona.
Inna z kobiet podeszła do mnie częstując ciastkami, ugryzłam, mniam, mniam – nie pamiętam kiedy jadłam tak pyszne ciastko czekoladowe – chrupiące, lekkie, z rozpływającymi się kawałkami czekolady. Podeszła ponownie zapytać jak mi smakuje, zażartowałam, że to ciastko rujnuje moją dietę, ale zdecydowanie jest warte jej zrujnowania. Podeszła do nas kolejna mama zachwalając te domowe wypieki, zrobiło się miło. Dostałam wizytówkę, pani ta piecze nie tylko pyszne ciastka, robi też inne smaczne rzeczy, jak tylko będę potrzebowała można zamówić. Już uśmiecham się na myśl o jakimś spotkaniu towarzyskim u nas, i wiem co znajdzie się na stole.
Gdy Starszy skakał na trampolinie, ja przysiadłam na murku. Siedząca obok kobieta zapytała jak ma na imię moje dziecko. Pokazałam, że to ten w zielonej koszulce na trampolinie, akurat skakał tam też jej syn. Zapytała skąd jesteśmy, jak długo już jesteśmy, jak długo tu zostaniemy, czy mi się podoba. Zaproponowała, że możemy się kiedyś spotkać z dziećmi, na dodatek okazało się, że ma także drugie dziecko w grupie Młodszego. Poczułam się ośmielona rozmową, zapytałam o system nauczania w Arabii, od kiedy jest obowiązek szkolny, jak sytuacja na rynku szkół się przedstawia, bo chcąc nie chcąc Starszy będzie musiał od września pójść do szkoły a my tę szkołę musimy tu wybrać. Wybrać dobrze znajdując złoty środek między naszymi ambicjami, chęciami a możliwościami dzieci. Powiedziała, że zapyta swoją kuzynkę która pracuje w szkole i przygotuje mi taką listę szkół, które moglibyśmy rozważyć i w przyszłym tygodniu porozmawiamy. Odniosłam wrażenie, że mamy podobny punkt widzenia w niektórych tematach. Podszedł Starszy i pani zapytała go, czy może ją nauczyć kilku słów po polsku a ona go nauczy po arabsku. Starszy był mocno onieśmielony i zawstydzony. Okazuje się, że wymówienie dzień dobry, cześć i dziękuję nie jest wcale takie łatwe.

To było bardzo miłe przedpołudnie.

Kobiety, które do tej pory bezszelestnie mijałam rano pod szkołą odprowadzając chłopców, przestały być mi zupełnie obce. Pod swoimi abayami, hijabami są bardzo miłe, życzliwe, gadatliwe, serdeczne, przynajmniej te, z którymi ja miałam okazję porozmawiać. Choć nie wiem co robią, co mówią za moimi plecami ale średnio mnie to interesuje.
Teraz wydaje mi się, że to nie jest kwestia zaciekawienia białymi przybyszami, ludzie tutaj po prostu tacy są – otwarci, serdeczni, mili.

I ja czuję się tu coraz lepiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz