środa, 4 stycznia 2017

Ludzie

Tak, to bardzo często inni ludzie sprawiają, że nasze życie jest bardziej lub mniej do zniesienia.
Ciekawa praca za nie najgorsze pieniądze stanie się męcząca z powodu beznadziejnej, żeby nie powiedzieć głupiej, szefowej, fajne mieszkanie i jego lokalizacja uciążliwe przez sąsiadującą patologię a zwykłe zakupy w supermarkecie będą niezwykłe, gdy za kasą siedzi nieprzeciętna kasjerka.
Podczas naszych pierwszych tygodni często pytano mnie – jak ludzie tutaj? I czy oni tak w ogóle tutaj są, bo zdjęcia, które rozsyłałam, najczęściej jednak pokazywały pustkę na ulicach i chodnikach. Odpowiadałam, zgodnie z prawdą, że właściwie, hmmm, że właściwie spotykamy tu więcej kotów niż ludzi, więc trudno o jakiekolwiek odczucia bądź spostrzeżenia. Najwięcej ludzi widuję podczas zakupów, więc niełatwo jest ocenić kogokolwiek przez pryzmat sekund, gdy tylko mijamy się w sklepie. Nie, tak naprawdę to łatwo, bardzo łatwo jest oceniać, trudno natomiast, na podstawie niewielu danych wejściowych wyciągnąć właściwe wnioski.
Pan Mąż twierdzi, że ludzie tutaj są ok, on nie ma zastrzeżeń a nawet darzy ich jakąś swoistą sympatią. W sumie, nie spotkaliśmy się do tej pory z żadnym przejawem niechęci, nietolerancji, niegrzeczności a wręcz przeciwnie.
Kilka zakupów z rzędu próbowałam znaleźć olej kokosowy, wydało mi się to aż niemożliwe, żeby pośród wszystkich innych tworów z kokosa nie znaleźć oleju. W jednym z marketów Pan Mąż zapytał kogoś z obsługi sklepu gdzie coś takiego znaleźć, niedaleko przechodziła kobieta z zakrytymi włosami, słysząc pytanie Pana Męża podeszła do niego i nie dość, że wytłumaczyła w którym dziale, na której półce i w jakiej butelce (z pewnością poległam w poszukiwaniach, ponieważ szukałam oleju w słoiku), to jeszcze wymieniła nam inne sklepy, w których będziemy mogli znaleźć w razie potrzeby lepszy olej a także inne produkty. Owszem spotykałam się z podobnymi zachowaniami także w Polsce, ale tutaj było to dla mnie dodatkowo ważne.
Spośród wszystkich moich wyjazdów zawsze bardzo miło wspominam mieszkańców Lizbony, którzy pomimo tego, że nie posługiwali się językiem, który potrafiłam zrozumieć, sami proponowali pomoc, na migi udzielali wskazówek, prowadzili, gdy z moim ulubionym Jabłuszkiem :) i innymi turystami wędrowaliśmy z planem miasta, próbując dotrzeć już nie pamiętam dokąd. Ludzka bezinteresowność, chęć pomocy mimo choćby komunikacyjnych przeszkód, życzliwość i sympatia a do tego wszystkiego uśmiech. Tak, to lubię.
Niedawno jedna z nauczycielek podczas popołudniowej krótkiej wymiany uprzejmości zapytała jak nam się tu podoba, jak się odnajdujemy, jak nasze wrażenia i czy byliśmy gdzieś poza naszym compoundem; ostatecznie ta pozorna pogawędka przekształciła się w bardzo miłą i ciekawą rozmowę. Z inicjatywy Pani Nauczycielki wymieniłyśmy się numerami telefonów, powiedziała, że jeśli będę miała jakieś pytania mogę śmiało pytać, zaproponowała, że chętnie wskaże, pokaże mi kilka ciekawych miejsc, gdzie możemy jechać czy wybrać się z dziećmi, gdzie najlepiej robić zakupy, gdzie kupić „fancy abays”, nauczy mnie kiedyś jak robić arabską kawę a nawet bardzo chętnie umówi się z nami w któryś weekend, żeby nasze rodziny mogły się spotkać. „Nie jesteś już tutaj sama, teraz znasz mnie”.
Byłam już kiedyś w takiej sytuacji i wiem, że nie muszę się z kimś regularnie spotykać, rozmawiać (choć od czasu do czasu jest to nawet wskazane), regularnie podtrzymywać znajomości, lecz sama świadomość tego, że w razie potrzeby mam się do kogo odezwać robi naprawdę dużo.
To są tylko chwile, sekundy, minuty, kiedy właśnie w tym a nie innym momencie, na naszej drodze pojawia się człowiek, nierzadko pozornie przypadkowo i bez znaczenia. Bez względu na to, czy pojawi się w naszym życiu na minutę, siedem miesięcy czy kilka lat, te chwile i to jak je wykorzystamy, mogą być początkiem czegoś większego.
Ja jestem w Arabii dzięki Panu Mężowi, ale on beze mnie byłby dzisiaj zupełnie gdzieś indziej.


Jeszcze tego samego popołudnia Pani Nauczycielka przesłała mi komunikatorem kilka linków, ciepłych słów a przed weekendem propozycję spotkania. Poczułam jak spada mi z pleców kolejny ciężar a perspektywa dalszego życia tutaj nabrała nowego koloru.  

1 komentarz:

  1. Ten wyjazd do Lizbony to i ja z uśmiechem na twarzy wspominam :-)

    OdpowiedzUsuń