Na terenie compoundu
obchodzenie „naszych” Świąt jest tolerowane i akceptowane,
widzieliśmy na nielicznych drzwiach stroiki z bombek i lampek, lecz
nie uświadczyliśmy nigdzie choinki. Jak ktoś napisał na forum
„ciężko jest obchodzić Święta w kraju, w którym nie jest to
mile widziane”, dlatego kto może wyjeżdża, lecz my nie z tego
powodu na Święta polecieliśmy do Polski. Nie było innej opcji! Dzieci tęskniły za najbliższymi, poza tym, czy istnieje arabski
Mikołaj i czy znalazłby ich tutaj?
Z zamówieniem biletów
do Polski musieliśmy poczekać aż będą gotowe moje i chłopców
dokumenty rezydentów, żeby bez problemu móc wyjechać i wrócić.
Gdy w końcu mieliśmy wszystkie istotne papiery, Pan Mąż wybrał
taki lot, że ostatecznie bardziej wymęczył nas sam wyjazd z
Warszawy i dotarcie do domu niż cała podróż samolotem łącznie z
przesiadką.
Check in, oddajemy bagaże
zostając tylko z podręczną walizką i plecakiem. Ponieważ wylot
mieliśmy dość późno, wybudzone, w nie najlepszych humorach
dzieci przytulały się do mnie chcąc jak najszybciej znaleźć się
w samolocie i zasnąć.
Kontrola paszportowa –
na szczęście jeden z panów wbijających pieczątki do paszportów
krzyknął do nas: family please!, wywabiając nas z kolejki.
Przechodzimy dalej.
Kontrola bagaży
podręcznych, dzieci korytarzykami z barierek idą z tatą a ja do
kolejki dla kobiet. W małym pomieszczeniu zdejmuję buty, staję w
rozkroku z rękami na boki, jedna kobieta sprawdza mój bagaż, druga
przejeżdża mnie jakimś wykrywaczem, maca nogawki od spodni. Ok,
you can go.
Jeszcze jedna taka sama
kontrola przed wejściem do samolotu. Dzieci zapadły w sen jeszcze
przed startem. Kolorowych snów :)
Gdy samolot podchodził
do lądowania w Warszawie Młodszy wyjrzał przez okno i zapytał:
mamo, czy to jest Polska? A gdy czekaliśmy na bagaże upewniał się:
mamo, czy tutaj wszyscy mówią i rozumieją po polsku?
Liczyliśmy na śnieg,
niestety nie tym razem. Zimowe kombinezony, czapki i rękawiczki
zostały obok sanek, może uda się w przyszłym roku?
Nie zdążyłam się
przyzwyczaić na tyle do życia w Arabii by, pomimo gorszej pogody w Polsce, tęsknić za ciepłym krajem, lecz zdążyłam przywyknąć na tyle
by po jakimś czasie już chcieć wracać.
Spotkałam się z tymi, z
którymi chciałam się zobaczyć a ogromna radość z przebywania w
towarzystwie przyjaciół, nawet jeśli człowiek zasypia przy stole
między jednym zdaniem a drugim, naładowała mi akumulatory tak bardzo, że wystarczy do kolejnego
spotkania. W międzyczasie pozostają nam maile, komunikatory. Da się
żyć!
Arabskie powietrze
przywiezione w walizkach wypełniliśmy rzeczami, które chcieliśmy
zabrać, dzięki sporządzanej na bieżąco liście nie zapomniałam
o niczym czego mi brakowało, choć o mały włos dzieci nie
pojechały w zimowych butach bez letnich na przebranie.
Przypominam sobie miłe
pożegnanie – pa pa Biblioteko! Pół walizki wypełnione
książkami, które dostaliśmy w prezentach i które pożyczyłam od
mojej ulubionej Ewuni :) Zdecydowanie w nowym roku podniosę polską
średnią krajową w kategorii ilości przeczytanych książek.
Gdy na lotnisku w Jeddah
foliowaliśmy foteliki samochodowe na czas podróży, wydanie 20 SAR
za sztukę wydało mi się przesadnie dużo, szczególnie że w
Polsce została rolka folii stretchowej która spokojnie starczyłaby
nam na kilka takich „operacji”. Co zrobić? Płacić. W drodze
powrotnej okazało się, że koszt tej samej usługi na lotnisku w
Warszawie wynosi 50 PLN! za sztukę! Co zrobić? Podziękowaliśmy,
mam nadzieję fotelikom nic się nie stanie, a nam aż tak się w
d***ch nie poprzewracało. Mieć stówę a nie mieć to już dwie
stówy, jak zwykł mawiać w takich sytuacjach Pan Mąż. Chwilę
potem kupiłam najdroższe w swoim życiu dwa jajka niespodzianki i
dwa lizaki. O majgat!
Kontrola paszportowa –
w jakim celu Państwo lecicie do Arabii? Ok, dziękuję. Enjoy the
heat! Przed wejściem do samolotu kierunek Jeddah, jeszcze raz
kontrola dokumentów, sprawdzanie wiz, pytanie jak długo byliśmy
poza Arabią.
Takie procedury.
Chłopcy dość dobrze
znieśli lot, szczególnie, że w tę stronę lecieliśmy w ciągu
dnia. Oni naprawdę są bardzo dzielni.
Podchodzimy do lądowania.
Czas wyciągnąć abayę. Poczułam się jakoś dziwnie, nawet nie
potrafię opisać tego uczucia; gdy wyjeżdżamy poza compound jest
to normalne, tu w samolocie musiałam się przeobrazić z dresiary w
abayarę, jeszcze przed chwilą każdy mógł mnie zobaczyć w
normalnym stroju a za chwilę już nie będzie mógł. Maskuję się,
przeobrażam się. Nie tylko ja. Chwilę później czuję się już
normalnie a dodatkowo przestałam się przejmować poświątecznymi
kilogramami extra i przestałam wciągać brzuch :) Niestety, Święta
tradycyjnie i nieodłącznie związane są z siedzeniem przy stole i
wtłaczaniem w siebie takiej ilości pożywienia, jaka normalnie
starczyłaby na przynajmniej dwa razy dłużej.
Okrzyki Młodszego
wyciągnęły mnie z myślenia: Mamo, mamo! Arabia!
Włączyłam telefon, sms
od operatora:
Mobily welcomes you back
home!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz