środa, 4 stycznia 2017

Świąteczne podróżowanie

Na terenie compoundu obchodzenie „naszych” Świąt jest tolerowane i akceptowane, widzieliśmy na nielicznych drzwiach stroiki z bombek i lampek, lecz nie uświadczyliśmy nigdzie choinki. Jak ktoś napisał na forum „ciężko jest obchodzić Święta w kraju, w którym nie jest to mile widziane”, dlatego kto może wyjeżdża, lecz my nie z tego powodu na Święta polecieliśmy do Polski. Nie było innej opcji! Dzieci tęskniły za najbliższymi, poza tym, czy istnieje arabski Mikołaj i czy znalazłby ich tutaj?
Z zamówieniem biletów do Polski musieliśmy poczekać aż będą gotowe moje i chłopców dokumenty rezydentów, żeby bez problemu móc wyjechać i wrócić. Gdy w końcu mieliśmy wszystkie istotne papiery, Pan Mąż wybrał taki lot, że ostatecznie bardziej wymęczył nas sam wyjazd z Warszawy i dotarcie do domu niż cała podróż samolotem łącznie z przesiadką.
Check in, oddajemy bagaże zostając tylko z podręczną walizką i plecakiem. Ponieważ wylot mieliśmy dość późno, wybudzone, w nie najlepszych humorach dzieci przytulały się do mnie chcąc jak najszybciej znaleźć się w samolocie i zasnąć.
Kontrola paszportowa – na szczęście jeden z panów wbijających pieczątki do paszportów krzyknął do nas: family please!, wywabiając nas z kolejki. Przechodzimy dalej.
Kontrola bagaży podręcznych, dzieci korytarzykami z barierek idą z tatą a ja do kolejki dla kobiet. W małym pomieszczeniu zdejmuję buty, staję w rozkroku z rękami na boki, jedna kobieta sprawdza mój bagaż, druga przejeżdża mnie jakimś wykrywaczem, maca nogawki od spodni. Ok, you can go.
Jeszcze jedna taka sama kontrola przed wejściem do samolotu. Dzieci zapadły w sen jeszcze przed startem. Kolorowych snów :)

Gdy samolot podchodził do lądowania w Warszawie Młodszy wyjrzał przez okno i zapytał: mamo, czy to jest Polska? A gdy czekaliśmy na bagaże upewniał się: mamo, czy tutaj wszyscy mówią i rozumieją po polsku?
Liczyliśmy na śnieg, niestety nie tym razem. Zimowe kombinezony, czapki i rękawiczki zostały obok sanek, może uda się w przyszłym roku?

Nie zdążyłam się przyzwyczaić na tyle do życia w Arabii by, pomimo gorszej pogody w Polsce, tęsknić za ciepłym krajem, lecz zdążyłam przywyknąć na tyle by po jakimś czasie już chcieć wracać.
Spotkałam się z tymi, z którymi chciałam się zobaczyć a ogromna radość z przebywania w towarzystwie przyjaciół, nawet jeśli człowiek zasypia przy stole między jednym zdaniem a drugim, naładowała mi akumulatory tak bardzo, że wystarczy do kolejnego spotkania. W międzyczasie pozostają nam maile, komunikatory. Da się żyć!
Arabskie powietrze przywiezione w walizkach wypełniliśmy rzeczami, które chcieliśmy zabrać, dzięki sporządzanej na bieżąco liście nie zapomniałam o niczym czego mi brakowało, choć o mały włos dzieci nie pojechały w zimowych butach bez letnich na przebranie.
Przypominam sobie miłe pożegnanie – pa pa Biblioteko! Pół walizki wypełnione książkami, które dostaliśmy w prezentach i które pożyczyłam od mojej ulubionej Ewuni :) Zdecydowanie w nowym roku podniosę polską średnią krajową w kategorii ilości przeczytanych książek.

Gdy na lotnisku w Jeddah foliowaliśmy foteliki samochodowe na czas podróży, wydanie 20 SAR za sztukę wydało mi się przesadnie dużo, szczególnie że w Polsce została rolka folii stretchowej która spokojnie starczyłaby nam na kilka takich „operacji”. Co zrobić? Płacić. W drodze powrotnej okazało się, że koszt tej samej usługi na lotnisku w Warszawie wynosi 50 PLN! za sztukę! Co zrobić? Podziękowaliśmy, mam nadzieję fotelikom nic się nie stanie, a nam aż tak się w d***ch nie poprzewracało. Mieć stówę a nie mieć to już dwie stówy, jak zwykł mawiać w takich sytuacjach Pan Mąż. Chwilę potem kupiłam najdroższe w swoim życiu dwa jajka niespodzianki i dwa lizaki. O majgat!
Kontrola paszportowa – w jakim celu Państwo lecicie do Arabii? Ok, dziękuję. Enjoy the heat! Przed wejściem do samolotu kierunek Jeddah, jeszcze raz kontrola dokumentów, sprawdzanie wiz, pytanie jak długo byliśmy poza Arabią.
Takie procedury.
Chłopcy dość dobrze znieśli lot, szczególnie, że w tę stronę lecieliśmy w ciągu dnia. Oni naprawdę są bardzo dzielni.
Podchodzimy do lądowania. Czas wyciągnąć abayę. Poczułam się jakoś dziwnie, nawet nie potrafię opisać tego uczucia; gdy wyjeżdżamy poza compound jest to normalne, tu w samolocie musiałam się przeobrazić z dresiary w abayarę, jeszcze przed chwilą każdy mógł mnie zobaczyć w normalnym stroju a za chwilę już nie będzie mógł. Maskuję się, przeobrażam się. Nie tylko ja. Chwilę później czuję się już normalnie a dodatkowo przestałam się przejmować poświątecznymi kilogramami extra i przestałam wciągać brzuch :) Niestety, Święta tradycyjnie i nieodłącznie związane są z siedzeniem przy stole i wtłaczaniem w siebie takiej ilości pożywienia, jaka normalnie starczyłaby na przynajmniej dwa razy dłużej.
Okrzyki Młodszego wyciągnęły mnie z myślenia: Mamo, mamo! Arabia!

Włączyłam telefon, sms od operatora:

Mobily welcomes you back home!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz